PLPS: Indykpol AZS Olsztyn – Jastrzębski Węgiel 1:3

azsjastrzebski012

Na zakończenie 15. kolejki PlusLigi Indykpol AZS Olsztyn przegrał z Jastrzębskim Węglem 1:3 (21:25, 20:25, 25:18, 33:35). Jastrzębianie utrzymali piątą lokatę w tabeli, a siatkarze z Olsztyna znacznie wydłużyli sobie dystans do czołówki.

Spotkanie z Indykpolem było dla trzech środkowych Jastrzębskiego Węgla sentymentalnym powrotem na „stare śmieci”. Piotr Hain, który powoli wraca do zdrowia po kontuzji, rozstał się z Akademikami przed trwającym sezonem, Wojciech Sobala grał tam w latach 2012-14, a Damian Boruch jest wychowankiem AZS-u. Sentymentów nie było jednak ani po jednej, ani po drugiej stronie siatki. Drużyny stoczyły ze sobą twardy, emocjonujący bój, który mimo przegranej gospodarzy, z pewnością mógł podobać się kibicom.

Olsztynianie przystąpili do rywalizacji w znacznym osłabieniu – bez dwóch największych armat, Bartosza Bednorza i Brama van den Driesa. Pomimo braków kadrowych, dotrzymywali kroku rywalom (7:8). Jastrzębianie zdołali odskoczyć na trzy oczka (9:12), ale gospodarze błyskawicznie odrobili straty, m.in. dzięki czujnej grze na siatce. Jednak gdy tuż przed drugą regulaminową przerwą w polu zagrywki stanął Maciej Muzaj i posłał na drugą stronę boiska serię atomowych serwisów, goście znów wyszli na prowadzenie (14:16). Po kolejnej serii ciosów zza linii dziewiątego metra, tym razem w wykonaniu Jasona DeRocco, przewaga Jastrzębia urosła do pięciu punktów (15:20). Mimo ambitnej pogoni, tym razem olsztynianie nie zdołali odrobić strat.

W drugiej partii siatkarze Marka Lebedew szybko odskoczyli (4:7), by kilka chwil później równie szybko roztrwonić nadwyżkę (7:7) i oddać prowadzenie miejscowym (12:10). Ci, w porównaniu z setem otwarcia nieznacznie poprawili skuteczność w ataku i toczyli z jastrzębianami wyrównaną walkę. Ale w decydującej fazie seta (18:18) Adamajtis wbił się w podwójny blok rywali, a w kolejnej akcji Waliński nie przyjął ich zagrywki i było 18:20. Po kolejnym błędzie w ataku Adamajtisa, trener Gradini zdjął go z boiska i desygnował do gry Krzysztofa Gulaka. 20-letni siatkarz dostał dwie szanse na zdobycie punktu i żadnej nie wykorzystał.

Dwusetowa strata nie podcięła skrzydeł gospodarzom, którzy świetnie rozpoczęli partię numer trzy, zaskakująco łatwo wychodząc na prowadzenie 9:5. Jastrzębainie już w drugiej odsłonie zgubili skuteczność w ofensywie, ale braki nadrabiali blokiem. W trzeciej części gry zawiódł ich także blok, który z kolei stał się mocnym atutem gospodarzy – 15:9. Trener przyjezdnych widząc zmęczenie podstawowych graczy, sukcesywnie wprowadzał rezerwowych, pozwalając zadebiutować w barwach górniczej ekipy Marcinowi Bachmatiukowi. Nie był to jednak udany debiut, bo jego drużyna wysoko przegrała ten fragment ligowej batalii.

Po trzeciej partii statystyki olsztynian poprawiły się już wyraźnie – byli lepsi od jastrzębian w ataku, dorównali im w ilości punktowych bloków, a co najważniejsze, jakość tę przenieśli także na kolejną część konfrontacji, znów bijąc się z przeciwnikami punkt za punkt (11:11). Po przeciwnej stronie siatki, po chwili wytchnienia w kwadracie do dobrej dyspozycji wrócił Maciej Muzaj, który w końcówce starcia wziął na swoje barki ciężar zdobywania punktów. I to on asem serwisowym zakończył rywalizację, która rozstrzygnęła się po zaciętej grze na przewagi.

MVP: Maciej Muzaj

Statystyki meczu:

http://stats.plusliga.pl/MatchStatistics.aspx?ID=1034&mID=25254&Page=S

Autor: Ilona Kobus

M.Sz.

PZPS: Nie żyje Leonard Michniewski

Dzień Zaduszny PZPS

Z żalem i smutkiem przyjęliśmy informację o śmierci Leonarda Michniewskiego – nestora Polskiej Siatkówki.

Leonard Michniewski zmarł w sobotę, 30 stycznia przeżywszy 98 lat.

Zmarły był reprezentantem Polski w latach 1948-1949 a w barwach narodowych rozegrał dziesięć spotkań. W siatkarskim dorobku ma mistrzostwa Polski wywalczone ze stołecznymi klubami Społem i AZS (1946, 1947) oraz wicemistrzostwo z SKS (1948).

W roli trenera Leonard Michniewski zdobył srebrny medal z warszawską Gwardią. Był także selekcjonerem kadry narodowej (1954-1956), z którą zajął szóste miejsce w mistrzostwach Starego Kontynentu w roku 1955.

Leonard Michniewski był także znakomitym brydżystą i sekretarzem generlanym Polskiego Związku Brydża Sportowego.

Profesjonalna Liga Piłki Siatkowej S.A. Rodzinie i najbliższym Zmarłego składa wyrazy głębokiego współczucia.

W najbliższym czasie poinformujemy o terminie i miejscu uroczystości pogrzebowych.

M.Sz.

PLPS: LOTOS Trefl Gdańsk – Effector Kielce 3:1

A
Wicemistrzowie Polski podejmowali zespół z Kielc. Po zaciętej i emocjonującej walce LOTOS Trefl zwyciężył za trzy punkty.

Mistrz świata nadal wraca do pełnej dyspozycji, bo doskwierała mu kontuzja kolana. Jest z zespołem w ERGO Arenie, lecz na razie obserwuje jego grę tylko z trybun. – Właśnie zacząłem znowu skakać na treningach, lecz jeszcze nie na sto procent. Jeszcze trochę czasu potrzeba, żebym był gotów na sto procent – mówi przyjmujący LOTOSU Trefla Gdańsk, którego w wyjściowym składzie zastąpił po raz kolejny Miłosz Hebda.

Dla obu drużyn starcie w ERGO Arenie było o tyle trudne, że musiały radzić sobie bez swoich kluczowych przyjmujących, LOTOS Trefl bez Miki, a Effector bez Adriana Buchowskiego. Trener Kielczan w podstawowym składzie wystawił więc Sławomira Stolca, który w poprzednim sezonie występował w barwach LOTOSU Trefla. Młody gracz miał jednak bardzo dużo kłopotów z przyjmowaniem zagrywki, więc klub z Gdańska nie zdecydował się go zostawić na kolejne rozgrywki. W pierwszym secie Stolc prezentował się jednak nieźle w tym elemencie, zresztą cały zespół trenera Dariusza Daszkiewicza zasługiwał na brawa. Effector grał twardo, bardzo skuteczni byli Sławomir Jungiewicz i Mateusz Bieniek. O zwycięstwie LOTOSU Trefla zdecydowała końcówka, w której najpierw siatki dotknął Bieniek, później gospodarze punktowali blokiem, a w ostatniej akcji blok obił Murphy Troy. Jak na razie osłabiony Effector (nie ma także Andreasa Takvama) dzielnie stawia czoła faworytom.

W drugiej odsłonie LOTOS Trefl wypracował sobie dwu, trzypunktową przewagę, trudno jednak uznać, by od początku kontrolował przebieg wydarzeń. Znakomicie grał po drugiej stronie siatki Jungiewicz, którego udało się zatrzymać tylko na chwilę na początku seta, później kończył atak za atakiem. To była główna siła ofensywna kielczan, a jego znakomita forma powodowała, że Effector utrzymywał kontakt z gdańszczanami, którzy mocno zagrywali i kończyli ataki w pierwszej akcji. Kielczanie z kolei popełniali zbyt wiele błędów w polu serwisowym.
W samej końcówce znowu punktowym i efektownym serwisem popisał się Hebda i LOTOS Trefl znowu prowadził trzema punktami – 21:18. Po chwili jednak gdańszczanie zanotowali przestój i w meczu zrobiło się po 21, potem po zepsutej zagrywce Jędrzeja Maćkowiaka po 23. W kolejnej akcji zablokowany został Troy i Effector miał piłkę setową, którą w cudowny sposób obronił Sebastian Schwarz. W kolejnych akcjach potrójnym blokiem zatrzymany został Stolc, a Bieniek uderzył w aut. Szybko się jednak zrehabilitował, bo w samej końcówce posłał dwa asy serwisowe i Effector wygrał do 26.

Po zimnym prysznicu w drugim secie, trzecią odsłonę LOTOS Trefl zaczął od prowadzenia 3:0, po świetnych zagrywkach Miłosza Hebdy. Później gra znowu się wyrównała, bo w ataku w ekipie rywali szalał Sławomir Stolc, po drugiej przerwie technicznej gdańszczanie prowadzili zaledwie 16:15. W trakcie seta kłopoty z odbiorem miał Schwarz, więc trener Anastasi zdecydował się wpuścić za niego nominalnego atakującego Damiana Schulza. W ten sposób LOTOS Trefl dysponował niesamowicie wysoką parą przyjmujących – Schulz mierzy bowiem 208 cm, podczas gdy Hebda 206 cm. W końcówce to właśnie Schulz skończył ważną przechodzącą piłkę, a wcześniej w ekipie gości dwukrotnie pomylił się znakomicie dotąd grający w tym secie Stolc. Ostatecznie LOTOS Trefl wygrał ponownie 25:23, po delikatnym ataku Wojciecha Grzyba.

Czwarty set bardzo przypominał wszystkie dotychczasowe partie – LOTOS Trefl od początku prowadził jednym, dwoma punktami – druga przerwa techniczna to prowadzenie gospodarzy 16:14. Tym razem jednak nie było zaciętej końcówki, bowiem LOTOS Trefl odskoczył na 22:17 i do końca kontrolował mecz. Kielczanie wprawdzie przegrali, jednak przez długi czas prezentowali niezłą siatkówkę. Gospodarze musieli grać skupieni i na swoim najwyższym poziomie, by zgarnąć trzy punkty.
MVP meczu: Piotr Gacek.

Statystyki meczu:

http://stats.plusliga.pl/MatchStatistics.aspx?ID=1034&mID=25256&Page=S

Autor: Kamil Składowski,

M.Sz.

PLPS: AZS Częstochowa – Cuprum Lubin 1:3

A

AZS Częstochowa przegrał z Cuprum Lubin 1:3 (18:25, 21:25, 25:20, 20:25 ) w meczu piętnastej kolejki PlusLigi. Gospodarze tylko w trzeciej partii nawiązali równorzędną walkę z rywalem. MVP spotkania został wybrany Grzegorz Łomacz.

Gospodarze pierwszą partię spotkania rozpoczęli ze Stanisławem Wawrzyńczykiem na ataku, który zastąpił Bartłomieja Lipińskiego. Do stanu (4:4) zespoły grały punkt za punkt. Następnie serią bardzo dobrych zagrywek popisał się Keith Pupart, dzięki któremu goście objęli prowadzenie (8:5). Po wznowieniu gry asa serwisowego na stronę rywali posłał Marus Bohme (9:5). Akademicy w dalszej części spotkania mieli spore problemy z zatrzymaniem świetnie dysponowanych rywali. Największą bolączką AZS-u był brak skutecznego ataku (15:22). Trener Michał Bąkiewicz w końcówce tego seta zdecydował się wprowadzić na boisko młodego libero – Kamila Szymurę. Cuprum nie dał sobie wydrzeć z rąk zwycięstwa. Pewny atak Mateusza Malinowskiego z prawego skrzydła zapewnił im wygraną (25:18).

Częstochowianie kolejną partię zaczęli już Lipińskim na ataku. Niestety gospodarze nie wystrzegali się prostych błędów i dość szybko przegrywali (1:5). Krótka przerwa na żądanie trenera gospodarzy wpłynęła mobilizująco na zawodników. Przed przerwą techniczną zniwelowali stratę do dwóch oczek (6:8). W tym fragmencie gry ciężar gry na swoje barki wziął Matej Patak. Jednak w dalszej części seta zespół z Lubina w pełni kontrolował wydarzenia na parkiecie. Po kolejnym udanym ataku Marcina Możdżonka ze środka, schodzili na drugą przerwę techniczną prowadząc (16:12). Podobnie jak to miało miejsce we wcześniejszym secie w końcówce dużo lepiej w obronie oraz kontrataku spisywali się podopieczni Gheorghe Cretu. Wygraną w tym secie ze środka przypieczętował Mozdżonek (25:21).

Po dwóch przegranych setach wydawało się, że AZS pozwoli wywieźć gościom komplet punktów. Nic bardziej mylnego, bowiem partię numer trzy zaczęli od świetnej dyspozycji w polu serwisowym i ataku. Na przerwie technicznej objęli prowadzenie (8:4). W dalszej części meczu Akademicy kontrolowali grę. Po kolejnym udanym ataku Rafała Szymury schodzili na czas prowadząc (16:13). Gospodarze do końca zagrali pewnie, a przede wszystkim skutecznie. Tego seta udanym atakiem z lewego skrzydła zakończył Szymura (25:20).

Seta numer cztery AZS otworzył od punktowego bloku na Puparcie (1:0). Chwilę później skutecznym atakiem ze środka odpowiedział Możdżonek (1:1). Do pierwszej pauzy drużyny grały punkt za punkt. Po skutecznym ataku Michała Szalachy ze środka, AZS prowadził (8:7). Po krótkiej przerwie zespoły do stanu (12:12) grały punkt za punkt. Następnie lubinianie odskoczyli na trzy oczka (16:13). Od tego momentu zaczęli dominować na parkiecie w każdym elemencie (19:15). Czwartego seta zakończył Wojciech Włodarczyk, który obił ręce blokujących z Częstochowy (25:20).

Statystyki do meczu:

http://stats.plusliga.pl/MatchStatistics.aspx?ID=1034&mID=25251&Page=S

Autor: Katarzyna Porębska

M.Sz.

PLPS: AZS Politechnika Warszawska – ZAKSA Kędzierzyn Koźle 0:3

A

AZS Politechnika Warszawska podejmuje lidera tabeli ZAKSĘ Kędzierzyn Koźle. W przeciwieństwie do gości, gospodarze mają ostatnio słabszy czas. Stracili punkty z drużynami niżej notowanymi, ale w przeszłości potrafili urwać punkty zespołom z czołówki PlusLigi. Czy w sobotni wieczór znów sprawią niespodziankę?

Od początku spotkania obydwie drużyny postawiły na atak ze środka. Dobrze spisywali się w tym elemencie Łukasz Wiśniewski po stronie gości oraz Bartłomiej Lemański po stronie gospodarzy. Do pierwszej przerwy technicznej podopieczni Ferdinando de Giorgi wypracowali sobie dwupunktową przewagę. Obydwa zespoły grały nierówno  w dalszej fazie seta: pojawiły się błędy w zagrywce, także w ataku. Na drugiej przerwie technicznej kędzierzynianie utrzymali swoją przewagę (14:16). Po niej podopieczni Jakuba Bednaruka nie potrafili sobie poradzić z odbiorem zagrywki, tracili też punkty przez swoje niewymuszone błędy, jak dotknięcie siatki. Dwukrotne przerwy na żądanie trenera niestety nie pomogły odmienić obrazu gry i stołeczni Inżynierowie tracili kolejne błędy. Pierwszą partię zakończył blok na Michale Filipie.

Podopieczni Jakuba Bednaruka chcieli jak najszybciej zapomnieć o swojej grze z pierwszej partii. Od razu przystąpili do ataku (3:1). Goście jednak szybko wyrównali wynik, a dzięki dwóm błędom Politechniki, na pierwszej przerwie technicznej prowadzili, tak jak w pierwszej partii, dwoma punktami (6:8). W kolejnej części seta zgromadzeni w warszawskiej hali Torwar kibice mogli zobaczyć walkę punkt za punkt. Nie była ona bardzo zacięta, ponieważ obok skutecznych ataków czy bloków, pojawiały się ponownie po obu stronach siatki, błędy w polu zagrywki. Na drugiej przerwie technicznej Politechnika traciła już tylko jeden punkt (15:16). Ten obraz gry trwał w dalszej części seta. Kiedy goście mogli wypracować dwupunktową przewagę na 19:21, trener Jakub Bednaruk poprosił o wideo weryfikację. Nos nie zawiódł trenera i na tablicy wyników znów zawidniał remis po 20. To dodało gospodarzom wiatru w żagle, ponieważ skończyli dwie kolejne akcje i trener de Giorgi po raz pierwszy był zmuszony poprosić o czas (22:20). Po niej, pierwszy raz na boisku pojawił się Kevin Tillie. Znów kolejny punkt, tym razem po błędzie Dawida Konarskiego, zdobyli gospodarze (23:20). Zapowiadała się zatem zacięta końcówka. W polu zagrywki pojawił się Grzegorz Bociek, który od razu pokazał, na co go stać w zagrywce. Przy stanie 23:22 szkoleniowiec Politechniki poprosił o przerwę. Po niej atakujący ZAKSY Kedzierzyn-Koźle znów posłał asa serwisowego, co potwierdziła wideo weryfikacja na żądanie gospodarzy. Dwa skuteczne bloki Dawida Konarskiego i Łukasza Wiśniewskiego na Bartłomieju Lemańskim zakończyły drugiego seta w Warszawie (24:26).

Zaangażowanie i zacięta walka z drugiej partii przeniosła się na kolejną. Od początku gospodarze nie zwieszali głów i na pierwszą przerwę techniczną schodzili, po raz pierwszy na tym etapie seta, z dwupunktową przewagą (8:6). Widać było, że taki obrót gry dodał wiary gospodarzom, którzy skutecznym blokiem na Kevinie Tillie, zdobyli swój trzynasty punkt (13:10). Przewaga wzrosła do czterech punktów, kiedy Rafał Buszek nie przyjął zagrywki kapitana stołecznego zespołu, Pawła Zagumnego. Przy stanie 15:11 szkoleniowiec kędzierzyńskiej drużyny poprosił o czas, po którym goście zrobili przejście i w polu zagrywki stanął Patryk Czarnowski. Mimo że jego serwy nie były mocne, gospodarze kompletnie nie mogli sobie poradzić z ich odbiorem i stracili wcześniej wypracowaną  przewagę (15:15). Po skutecznym ataku z szóstej strefy Krzysztofa Wierzbowskiego, na drugiej przerwie technicznej gospodarze mieli jedno „oczko” przewagi. Po krótkiej przerwie obydwa zespoły grały punkt za punkt. Po asie serwisowym Kevina Tillie na tablicy wyników było 20:22. Dzięki skutecznym atakom Bartłomieja Lemańskiego i Michała Filipa, znów można było oglądać zaciętą końcówkę. W tym momencie ponownie na boisku pojawił się Grzegorz Bociek. Od razu posłał asa serwisowego. Trzeciego seta i całą partę zakończył skuteczny blok na Michale Filipie (22:25).

MVP: Benjamin Toniutti

AZS Politechnika Warszawska – ZAKSA Kędzierzyn Koźle 0:3 (18:25; 24:26; 22:25)

Autor: Dorota Szturm de Hirszfeld

M.Sz.

PLPS: Cerrad Czarni Radom – Łuczniczka Bydgoszcz 3:1

A

Cerrad Czarni Radom pokonał Łuczniczkę Bydgoszcz 3:1 (25:22, 23:25, 28:26, 25:16) w meczu piętnastej kolejki PlusLigi. Gospodarze tylko w drugiej partii pozwolili rywalom przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Nagroda MVP trafiła do rąk Artur Szalpuk, który zdobył dla swojej drużyny 21 punktów, kończąc pojedynek z 58% skutecznością w ataku.

W Radomiu pierwsza partia spotkania od początku toczyła się pod dyktando gospodarzy, którzy wykorzystali proste błędy przeciwników (4:1). Goście nie poddali się. Jeszcze przed pauzą odrobili kilka punktów (7:8). W dalszej części seta zespoły grały niemal punkt za punkt. W szeregach Cerradu Czarnych bardzo dobrze spisywał się Wojciech Żaliński, a po stronie Łuczniczki Jakub Jarosz. Z kolei chwilę przed drugą przerwą skuteczny atak Michała Ostrowskiego dał radomianom prowadzenie (16:15). Końcówka premierowej odsłony meczu była wyrównana. Jednak w najważniejszych momentach Jarosz popełnił dwa proste błędy w ataku. Zespół z Radomia wygrał tę partię (25:22).

W drugim secie role się odwróciły, bowiem od początku grę kontrolowali zawodnicy z Bydgoszczy (5:2). Radomianie jednak szybko odrobili straty, dzięki dobrej postawie w ataku Bartłomieja Bołądzia i Ostrowskiego (6:6). Od tego momentu zespoły grał punkt z punkt. Decydujący fragment seta był wyrównany. Jednak tym razem lepsi okazali się podopieczni Piotra Makowskiego, którzy wygrali (25:23).

Gospodarze podrażnieni porażką, kolejną partię zaczęli od pewnego prowadzenia (8:5). Chwilę przed pauzą skutecznie ze skrzydła zaatakował Żaliński. Po wznowieniu gry po stronie Czarnych Radom coraz lepiej zaczął funkcjonować blok przez który nie potrafił przebić się Jarosz (12:8). Podopieczni Raula Lozano wypracowaną przewagę punktową utrzymali na drugiej pauzie (16:13). Po wznowieniu gry zawodnicy z Bydgoszczy, dzięki dobrej obronie w polu doprowadzili do remisu (17:17). Od tego momentu drużyny toczyły równą walkę. Ostatecznie nerwową końcówkę na swoją korzyść rozstrzygnęli siatkarze Cerradu Czarnych (28:26). Najpierw skutecznie zaatakował Bołądź, a w kolejnej akcji błąd odbicia popełnił Nikodem Wolański.

W czwartej partii zakończyły się emocje. Radomianie jeszcze przed przerwą techniczną wypracowali trzypunktową przewagę (8:5). Przed pauzą asa serwisowego na stronę zespołu gości posłał Patryk Szczurek. Po czasie gra bydgoszczan stanęła w miejscu (10:16). W końcowej fazie tego seta serią bardzo dobrych zagrywek popisał się Artur Szalpuk (20:11). Gospodarze takie przewagi już nie stracili i pewnie wygrali ostaniego seta (25:16).

Statystyki do meczu:

http://stats.plusliga.pl/MatchStatistics.aspx?ID=1034&mID=25253&Page=S

Autor: Katarzyna Porębska

M.Sz.

ORLEN Liga: PGE Atom Trefl – Impel Wrocław 3:0

1
W Ergo Arenie starcie dwóch czołowych ekip ORLEN Ligi. W pierwszej rundzie górą były sopocianki, jednak ostatnio ekipa z Wrocławia gra coraz solidniej.

Pierwszy set na początku zapowiadał się na bardzo wyrównany, jednak po pierwszej przerwie technicznej zawodniczki z Sopotu zaczęły bardzo skutecznie serwować i wyprowadzać kontrataki. Impel miał sporo problemów z przyjęciem zagrywki i skończeniem pierwszej akcji. Trener Jacek Grabowski szukał nowych rozwiązań i wpuścił na boisko Andreę Kossanyiovą oraz Aleksandrę Sikorską. Wrocławianki zupełnie się pogubiły, popełniały całą masę prostych, niewymuszonych błędów. W końcówce na chwilę się przebudziły, jednak i tak bardzo wysoko przegrały tego seta.
Warto zaznaczyć, że PGE Atom w pierwszej partii imponował także grą blokiem, raz po raz nie tylko zatrzymywał, lecz także wyblokowywał zagrania rywalek.

W drugim secie, który przebiegał bardzo podobnie do pierwszej partii, sopocianki prowadziły już 19:11, by szybko zacząć tracić wysoką przewagę. Bardzo sprytnie i skutecznie radziła sobie na siatce Carolina Costagrande i wrocławianki zbliżyły się na 16:19. Wtedy jednak przydarzyły się przyjezdnym proste błędy w przyjęciu i gospodynie znowu odskoczyły na bezpieczną przewagę. Ostatnia akcja seta to kolejny błąd przyjęcia w ekipie Impelu. Na razie gospodynie zupełnie zdominowały ten mecz. Imponująco wygląda szczególnie gra środkowych PGE Atomu, które skończyły 14 z 18 ataków!

Na początku trzeciego seta nadal Impel wyglądał na kompletnie rozbity. Sopocianki zdobywały punkt za punkt, prowadziły 4:0, potem 10:4 i 14:6. Znowu kapitalnie grały środkowe, a PGE Atom skutecznie zagrywał i blokował. Przewaga sopocianek rosła, a Impel nie był w stanie się podnieść. Z pewnością tak jednostronny przebieg meczu jest sporą niespodzianką.

MVP meczu: Radenković.

Statystyki meczu:

http://stats.orlenliga.pl/MatchStatistics.aspx?ID=1035&mID=26399&Page=S

Autor: Kamil Składowski,

M.Sz.

 

Wlfredo Leon zostaje w Zenicie Kazań

FOT_8741

Uważany za najlepszego obecnie siatkarza świata Wolfredo Leon przedłużył kontrakt z Zenitem Kazań do końca sezonu 2017/18.

22-letni Kubańczyk występuję w klubie z Kazania od 2014 roku. W tym okresie zdobył z zespołem pięć tytułów. W poprzednim sezonie został uznany MVP turnieju Final Four Ligi Mistrzów, który Zenit wygrał.

Poza tym został mistrzem kraju, zdobył Superpuchar Rosji i dwukrotnie sięgnął po Puchar Rosji. W ciągu półtora sezonu rozegrał z Zenitem 73 mecze.

Szefowie klubu poinformowali, że nie chcieli zwlekać z przedłużeniem kontraktu, który kończył się z tym sezonem i nie czekali na spekulacje co zrobi Kubańczyk. Szczegóły nowego kontraktu miały być omawiane w czasie turnieju o Puchar Prezydenta Krosna na początku stycznia.

Wolfredo Leona zobaczymy w Polsce w meczu Zenita z LOTOS-em Treflem Gdańsk w I rundzie play off Ligi Mistrzów.

M.Sz.

PLPS: MKS Będzin – PGE Skra Bełchatów 0:3

FOT_8741

MKS Będzin przegrał z PGE Skrą Bełchatów 0:3 (23:25, 19:25, 16:25) w meczu piętnastej kolejki PlusLigi. To czternasta porażka gospodarzy w tym sezonie. Belchatowianie natomiast umocnili się na drugiej pozycji w tabeli. MVP spotkania został wybrany Nicolas Uriarte.

Pierwszą partię spotkania od dwóch błędów w ataku rozpoczął Mariusz wlazły (2:0). Jednak goście szybko odrobili straty i na czasie objęli prowadzenie (8:6). Niestety oba zespoły nie wystrzegały się prostych błędów przede wszystkim w polu serwisowym. W dalszej części seta zespoły grały punkt za punkt. Gospodarze dość dobrze spisywali się w kontrataku. Na drugiej przerwie technicznej tracili do przeciwników tylko jeden punkt (15:16). Końcówka premierowej odsłony meczu była bardzo wyrównana. Ostatecznie szalę zwycięstwa na swoją korzyść przechylili bełchatowianie. Dwudziesty piąty punkt dla swojej drużyny z prawego skrzydła zdobył Wlazły (25:23).

PGE Skra seta numer dwa rozpoczęła od prowadzenia (3:1). Będzinianie szybko odrobili straty i do przerwy technicznej zespoły grały punkt za punkt. Po błędzie Michała Kamińskiego w ataku, goście schodzili na czas prowadząc (8:7). Po wznowieniu gry coraz lepiej w obronie zaczęli spisywać się podopieczni Stelio DeRocco (12:8). W tym fragmencie gry serią bardzo dobrych zagrywek popisał się Harrison Peacock. Z kolei zawodnicy z Bełchatowa popełniali proste, niewymuszone błędy. Wystarczyła chwila dekoncentracji i nic nie zostało z wypracowanej przewagi gospodarzy (13:13). W ataku raz za razem mylił się Kamiński i Pawliński. Na drugiej pauzie to PGE Skra objęła prowadzenie (16:14). Warto podkreślić, że bardzo dobrą zmianę dał Jose Rodriguez. Do tego serią świetnych serwisów popisał Nicolas Uriarte, dzięki któremu zespół gości objął prowadzenie (22:14). Do tego bełchatowianie dołożyli dobrą grę blokiem. MKS nie potrafił znaleźć skutecznego sposobu na powstrzymanie dobrze dysponowanych rywali. Ostatni punkt w tej partii zdobył ze środka Karol Kłos (25:19).

Będzinianie pomimo porażki w dwóch setach, kolejnego zaczęli od równej walki. Na pierwszej pauzie objęli jednopunktowe prowadzenie (8:7). Jednak po wznowieniu gry warunki gry zaczęli dyktować przyjezdni. Dużo skuteczniej spisywali się w ataku oraz kontrataku (16:13). Bełchatowianie nie zmarnowali szansy na zdobycie kompletu punktów w tym spotkaniu. Do końca utrzymali koncentrację i wygrali pewnie tę część meczu (25:16). W ostatnich dwóch akcjach Nicolas Uriarte posłał na stronę rywali asa serwisowego.

Statystyki do meczu:

http://stats.plusliga.pl/MatchStatistics.aspx?ID=1034&mID=25255&Page=S

Autor: Katarzyna Porębska,

M.Sz.

 

CEV: 29 lutego – dodatkowy dzień dla siatkówki

CEV-EVENTS-OneDayMore4Volleyball

W wyjątkowym pod względem sportowym roku 2016, w którym świętujemy Igrzyska Olimpijskie, ponownie gościmy w naszym kraju finały Ligi Światowej oraz przygotowujemy  się do przyszłorocznych Mistrzostw Europy w Polsce, PZPS zaprasza serdecznie do udziału w akcji Europejskiej Konfederacji Piłki Siatkowej (CEV) – „One Day More 4 Volleyball” („Jeden Dzień Więcej dla Siatkówki”), by jak najszerzej promować naszą dyscyplinę jako sport dla każdego.

Akcja polega na zorganizowaniu w całej Europie jak największej ilości meczów siatkówki w tym szczególnym, bo przeżywanym tylko raz na cztery lata dniu 29 lutego.

„Mamy nadzieję ustanowić rekord w liczbie meczów siatkarskich rozegranych w Europie jednego dnia oraz eksponować siatkówkę jako pierwszą międzynarodową dyscyplinę sportu, która podjęła takie wyzwanie” – pisał w informującym o inicjatywie liście Prezydent CEV Aleksandar Boričić. Akcja ta ma pokazać piłkę siatkową jako „sport dla absolutnie każdego, niezależnie od możliwości fizycznych, technicznych umiejętności, wieku”.

Zapraszamy wszystkich chętnych do zorganizowania i uwiecznienia na zdjęciach i/lub wideo jednosetowych meczów (do 29 punktów, 6 na 6 zawodników) na wszystkich poziomach zaawansowania zawodników, w dowolnych grupach wiekowych. Dodatkowych informacji udzielamy mailem pod adresem zgloszenia@pzps.pl.

Rok 2016 ma o jeden dzień więcej. Spędźmy go z siatkówką. #OneDayMore4Volleyball

M.Sz.