INNE: Marek Magiera po Gali Mistrzów Sportu–inaczej ………..
Mija właśnie tydzień od Gali Mistrzów Sportu, podczas której na Polską Siatkówkę spadł deszcz nagród. Drużyna Roku, Trener Roku, Odkrycie Roku, a w glosowaniu na Sportowca Roku Kamil Stoch minimalnie wyprzedził Mariusza Wlazłego i wreszcie Impreza Roku, i tej kategorii… krytycznie przyjrzał się Marek Magiera w felietonie „Po balu”.
„Po balu”
Na Balu Mistrzów Sportu owacja na stojąco dla drużyny roku – reprezentacji Polski siatkarzy była najlepszym komentarzem do tego wszystkiego co wydarzyło się w naszym pięknym kraju pod koniec lata 2014 roku. Odebranie indywidualnych wyróżnień przez Antigę, Mikę i Wlazłego to tylko dopełnienie fantastycznej całości.
Sportową imprezą roku zostały mistrzostwa świata w piłce siatkowej mężczyzn Polska 2014. Nie ma się co czarować. Inny wybór zwyczajnie ośmieszyłby kapitułę, jeszcze chyba bardziej niż samą ceremonię wręczenia tej nagrody, no właśnie – tu mam zagwozdkę – prowadzący powiedzieli, że najlepszym kibicom na świecie. To prawda, że siatkarscy kibice są najlepsi na świecie, no ale z całym szacunkiem – czy to kibice zorganizowali mistrzostwa świata? Nie mam zielonego pojęcia kto wpadł na tak absurdalny pomysł, ale naprawdę musiał długo myśleć jak pominąć jednego z dwóch głównych organizatorów imprezy, które były „dziełem” PZPS i Telewizji Polsat.
Idąc powyższym tropem można by zapytać dlaczego nagrody za medialne wydarzenie roku – Igrzyska Olimpijskie w Soczi (padały tam liczby widzów idące w dziesiątki milionów) nie odebrali widzowie Telewizji Polskiej? Aha, jeszcze jedno. Dlaczego statuetkę dla imprezy roku odebrali akurat „ci kibice”, których widzieliśmy na scenie, a nie inni. Kto dokonał tego wyboru i na jakiej podstawie? Gdyby nagrodę dla medialnego wydarzenia odbierali faktycznie widzowie TVP to selekcja byłaby być może prosta – kto regularnie i najdłużej płaci abonament ma pierwszeństwo przy odbiorze nagrody.
Na koniec słowo o prowadzących, a w szczególności o jednym z nich, który sypał żartami na lewo i prawo. Najlepszy miał być chyba ten, kiedy pozdrowił widzów dwóch „swoich” kanałów zauważając, że transmisja nie jest zakodowana. Przyznam się, że w ogóle bym na to nie zareagował, gdyby na podobną wypowiedź, żart, czy „szpileczkę” pozwolił sobie ktoś, kto tego biznesu nie zna i ktoś, kto w tym biznesie nie siedzi (dłużej ode mnie). Ale człowiek z takim stażem i doświadczeniem? Pięciokrotny laureat Telekamery w kategorii komentator roku? Komentator, który nie skomentował niczego poza grą komputerową w skokach narciarskich oraz sms-owego konkursu TVP, w którym można było wygrać kilka giftów w nagrodę za regularne płacenie abonamentu?
Dobra, już nie ma co… Mógłbym się tu nad nim znęcać dłużej, ale kiedyś miałem bardzo nieprzyjemną przygodę podczas prowadzenia gali wręczania nagród dla najlepszych siatkarzy, kiedy to pozwoliłem sobie na żart, którego bohaterem był jeden z kolegów z tak zwanej konkurencji. Mimo, iż cała sytuacja miała miejsce prawie dziesięć lat temu i mimo faktu, że wszystko sobie z kolegą wyjaśniliśmy (wybaczył mi moją zwykłą głupotę), to do dzisiaj odczuwam duży niesmak wynikający właśnie z dużej, ale jednak własnej głupoty.